Dobrze zjeść. Co to znaczy? Jedni pod tym pojęciem rozumieją dużo, dużo jedzenia, które cieszy nasze kubki samkowe. Drudzy, którzy są mocno przywiązani do jakości, uważają, że lepiej zjeść mniej, ale z dobrej jakości składników. A Wy, co byście wybrali? Dużo jedzenia, które jest ok, czy może mniej, ale z poczuciem pewności, ze jest wykonane z dobrej jakości składników? Jeśli musiałabym wybrać, wybrałabym drugą opcję, ponieważ bardzo ważne jest dla mnie to, co jem i skąd moje jedzenie pochodzi.
A wyobrażacie sobie jakby to było, gdyby połączyć obydwie opcje? Nie dość, że dostajesz pyszne jedzenie z lokalnych, sezonowych składników, to na dodatek dostajesz solidną porcję, którą jesteś w stanie porządnie się najeść. Brzmi fantastycznie, prawda? Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam właśnie o takim miejscu, jednej z perełek na lubelskim szlaku kulinarnym. Tym miejscem jest restauracja BelEtage w Grand Hotelu w Lublinie. To jedno z piękniejszych miejsc w Lublinie, w dodatku w samym jego centrum. Do tego hotelu i restauracji mam szczególny sentyment, zwłaszcza, że siedem lat temu powierzyłam im organizację mojego ślubnego przyjęcia. Do dziasiaj miło wspominam ten dzień, i zawsze jak mijam Grand Hotel to robi mi się przyjemnie błogo.
Zanim opowiem Wam o tym, co można tam pysznego zjeść i na co ja się skusiłam, chciałabym najpierw powiedzieć kilka słów o szefie kuchni, bo to od niego zależy jak dane miejsce funkcjonuje pod względem kulinarnym. Artur Góra, bo o nim mowa, to nie tylko osoba, która cieszy się uznaniem w środowisku, dostaje wyróżnienia i nagrody. To przede wszystkim skromny, przesympatyczny człowiek. Jest jak bliska rodzina, która wita Cię z otwartymi rękami i autentycznie cieszy się z Twojego przybycia. Tak też dla Ciebie gotuje. Z tego, co jest w sezonie najlepsze, w jesiennym menu znajdziemy grzyby, dynię, kapustę, buraki, pasternak, figi i orzechy. Część produktów przynosi prosto ze swojego ogródka! Swoją drogą w tym, jego ogródku, przechadzają się jeże, po drzewach skaczą wiewiórki, a dodatkowo na jesień pojawią się w nim budki dla ptaków. To już dużo mówi o osobie, która taki ogród posiada. Ja ma taką wizję, że z samego rana Artur Góra wchodzi do swojego ogrodu, wita się ze zwierzakami, bierze dynię pod pachę, wyrywa wiąchę zieleniny i idzie z tym do pracy.
Natomiast Artur o sobie i swojej kuchni mówi tak: „W mojej kuchni pierwszeństwo należy do świeżości i naturalności. Resztę stanowi pasja.” I tak właśnie jest. Jeśli potrzebny jest ser do sernika, to jest robiony samodzielnie na miejscu, potrzeba ziół, szef urwie je w swoim ogrodzie…
Jesienne menu przygotowane przez Artura nie jest długie (raptem kartka A4), ale zawiera w sobie kwintesencję jesieni. Mamy tu dwie zupy, 8 dań głównych (drób, cielęcina, wołowina, wieprzowina, ryba, warzywa) i 2 desery. Każda osoba znajdzie tu coś dla siebie.
Ja zdecydowałam się na tradycyjną zupę borowikową. Lubię świeże produkty, a możliwość jedzenia zupy ze świezych borowików a nie suszonych to naprawdę kusząca opcja. To co zaskoczyło mnie najbardziej to dosyć duża wielkość porcji i w zasadzie po samej zupie byłam już najedzona. Borowikowa w BelEtage to gęsta zupa, w której jest mnóstwo grzybów; to zupa, która tak samo dobrze smakuje jak i pachnie. Doskonale przyprawiona. Wspaniała, bogata, sycąca.
Podczas gdy ja delektowałam się borowikową, Agnieszka z bloga Studnia Miodu jadła krem z dyni z kozim serem i chili:
Na drugie danie wybrałam rybę- solę pieczoną w całości z salsą warzywną (kapary, oliwki, cebula) oraz bagietką czosnkową. Połączenie ryby z wyrazistą salsą to kombinacja, którą warto powtórzyć we własnym domu, wspaniale dopełnia się z rybą. Nie byłam w stanie dojeść porcji do końca. Myślę, że mój mąż też byłby zadowolony z ilości jedzenia.
Szef kuchni powiedział nam, że zależy mu na tym, żeby ludzie się u niego najedli i nie chodzili dojadać do stojącego nieopodal fastfooda.
Agnieszka zamówiła medaliony z cielęciny, gnocchi, sos ze szpinaku i suszonych pomidorów z mascarpone i parmezanem. Spójrzcie na ten kwiat nasturcji, pięknie wygląda. Jest cały jadalny. Kto go przyniósł? Oczywiście szef kuchni!
Na deser wybrałam brownie: burak, czekolada i pomarańcza. Byłam tej pozycji bardzo ciekawa, bo w zeszłym roku robiłam ciasto czekoladowe z burakiem. Tutaj brownie podane było w sosie z białej czekolady i przystrojone kandyzowaną skórką pomarańczową. Gdyby nie było sosu to mogłoby być bardziej wilgotne, ale z sosem idealnie się uzupełniało. I skórka pomarańczowa. Uwielbiam!
Agnieszka wybrała sernik na zimno, ze śliwkami i pieczonymi figami. Wspominałam już, ze ser robiony jest samodzielnie:)
Jeśli chodzi o ceny w BelEtage to są w moim odczuciu rozsądne, zupy i desery za 18zł, dania główne w przedziale od 24zł (Paneer Tikka Masala) do 87zł (T-Bone Stek). Biorąc pod uwagę jakość składników, samodzielne przygotowanie od początku do końca, smak dań oraz obsługę to jestem jak najbardziej na tak.
Opinie o BelEtage możecie też przeczytać na Trip Advisor.
Miejsce: BelEtage, IBB Grand Hotel Lublinianka, ul. Krakowskie Przedmieście 56, Lublin
W degustacji jesiennego menu wzięłam udział razem z Agnieszką ze Studni Miodu. Degustacja menu odbyła się w ramach Lubelskiej Blogosfery Kulinarnej.