W Lublinie ruszyła nowa inicjatywa kulinarno-piknikowo-kulturalna – „Jem Lublin na trawie. Targ w Plenerze”. To cotygodniowe, niedzielne spotkania, w trakcie których możemy nie tylko smacznie zjeść, poznać lokalnych wytwórców i właścicieli restauracji, ale także spotkać się z przyjaciółmi, porozmawiać i odpocząć od codzienności. Targ mieści się w lubelskim klubie letnim Plener, w centrum miasta, nad rzeką, w otoczeniu zieleni.
Pierwsze spotkanie mamy za sobą. Pogoda dopisała, było ciepło, co potęgowało letnią atmosferę luzu i wypoczynku. Większość leżaków była zajęta, kolejni goście szukali dla siebie miejsca przy stoliczkach ustawionych pod sędziwymi wierzbami lub po prostu sadowili się na kocach na trawie lub schodach.
Wystawcy, zarówno producenci jak i restauratorzy dopisali. Można było spróbować lokalnych potraw takich jak, tradycyjne wędliny, pieczywo czy typowe dania kuchni polskiej jak pierogi, bigos, kaszanka czy pajdy chleba ze smalcem i ogórkiem. Do tego dużo tradycyjnych wypieków np. celubarz lubelski, makowiec lubartowski oraz zdrowsze wersje klasycznych ciast np. razowa szarlotka.
Dla zachowania równowagi można było skorzystać ze zdrowych propozycji kanapkowych restauracji Zielony Wiatrak mieszczącej się w SPA Orkana:
lub po prostu skusić się na świeże owoce:
Największą jednak popularnością cieszyło się stoisko z produktami kuchni włoskiej i armeńskiej. W tym pierwszym można było zakupić wina, oleje, konfitury, słodycze, przyprawy itp. Bardzo podobały mi się opakowania z herbatami owocowymi i kawą, spójrzcie sami:
Na włoskim stoisku można było spróbować także przepysznego makaronu z sosem pomidorowym. Właścicielka stoiska przemiła, w razie potrzeby przywiezie z Włoch co tylko potrzeba, na indywidualne zamówienie.
Natomiast stoisko armeńskiej restauracji oferowało głównie potrawy z grilla, ale chyba największą popularnością cieszył się kebab. To nie była zwykła buła z mięsem i sałatką ze niezidentyfilowalnych resztek warzyw tylko pyszny mięsno- warzywny kebab podawany w tortilli. Świeże mięso, połączone z opieczoną papryką, świeżą poszatkowaną sałatką i sosem to było mistrzostwo. Dodatkowo można było zakupić takie pierożki, kolejnym razem spróbuję, dziś już się nie zmieściły.
Moją uwagę zwróciło jeszcze stoisko z zieloną herbatą. Zielona herbata parzona była z liści japońskiej Gyokuro, bez cukru czy innych substancji słodzących. Bardzo delikatna w smaku, bez nuty goryczy, podana z lodem, miętą i plasterkami pomarańczy przynosiła przyjemne ochłodzenie w ten upalny dzień. Szkoda, że nie można było kupić samych listków do zaparzenia w domu tylko gotowy, butelkowany produkt.
I na koniec stoisko z ręcznie szytymi zabawkami, lalki, koty, aniołki. Nie do końca moja estetyka, ale doceniam pomysłowość i staranność wykonania:
Ceny produktów określiłabym za standardowe; bez ortodoksji w żadnym kierunku.
Natalka natomiast sprawdziła wygodę wszystkich drewnianych ławek, komfort wylegiwania się na leżakach we wszystkich dostępnych kolorach, ale największym uznaniem obdarzyła worko- pufy. Pan Miś również wyglądał na usatysfakcjonowanego. Misiek jest już tak złachany, że trochę wstyd zabierać go do ludzi, ale to najukochańszy Miś więc MUSIAŁ z nami iść.
Kulinarnie atmosferę spotkania określiłabym jako popołudniowo- grillową. Śniadaniowych rzeczy poza pieczywem i kanapeczkami z Zielonego Wiatraka nie było. Mam nadzieję, że wkrótce dołączą wystawcy oferujący świeży nabiał, miody, dżemy czy warzywne pasty kanapkowe. Mile widziane byłyby też świeże soki owocowe, w końcu mamy sezon.
Ciekawa jestem jak rozwinie się ta inicjatywa. Mi się podobało, dobrze zjadłam, napiłam się, powylegiwałam na leżaku i odpoczęłam z rodziną. Myślę, że będę tu zaglądać od czasu do czasu. Mam również nadzieję, że wystawców będzie przybywać i będzie większy wybór dobroci.
Mam nadzieje ze się przyjmie I będzie co roku organizowane