W upały najwięcej wypijam wody, bo najlepiej gasi pragnienie. Czasem jest to zwykła mineralka, czasem z dodatkiem mięty i plasterków cytryny. Są takie dni, kiedy w mojej wodzie lądują sezonowe owoce, bo ładnie to wygląda i chętniej wypijam taką wybajerzoną wodę. Zdarzają się jednak takie dni, kiedy zamarzy mi się kawa. Przyznaję, że jestem zdecydowanie z frakcji herbacianej a kawę piję rzadko. Zazwyczaj gdy sił mi brak, oczy się same zamykają a obowiązki wzywają wychodzę na szybki spacer lub małą przebieżkę wzdłuż rzeki a po powrocie funkcjonuję już normalnie. Jednak jak temperatura na dworze sięgała prawie 40 stopni to ani szybkich spacerów ani przebieżek nie brałam pod uwagę. Jedyne o czym marzyłam to kawa. Mrożona kawa z mlekiem i lodami. W ślimaczym tempie dopełzałam do sklepu, kupiłam lody i równie powoli wróciłam do domu. Swoją drogą dźwięk blendera kruszącego lód też całkiem nieźle stawia na nogi! Po kilku minutach mogłam już delektować się smakiem mrożonej kawy, a po kilkunastu poczułam, że znowu odżywam. Do kawy nie dosypywałam już cukru, lody i bita śmietana zupełnie mi wystarczyły. Jeśli potrzebujecie dosłodzić, proszę bardzo- przepis to tylko inspiracja.