Dzisiaj jeden z szybszych deserów na świecie. Na stół wędrują śliwki, które z poświęceniem zbierałam na działce. Padał deszcz i w zasadzie już mieliśmy wracać do domu, kiedy olśniło mnie, że jeszcze nie narwałam śliwek. Chwyciłam wiadro i popędziłąm do sadu. Zbierałam jak popadnie, bez oględzin czy śliwka jest już idealnie dojrzała czy może za 4 dni będzie dopiero w fazie doskonałości. Nadarłam, naszarpałam i mam! Dopiero w domu podzieliłam je na super dojrzałe i te, co sobie mogą jeszcze poleżeć. Chociaż myślę, że i tak za długo nie poleżą, spójrzcie tylko jakie są piękne!