Risotto planowałam już od jakiegoś czasu. Wszystkie składniki miałam już kupione. Jednak w ostatniej chwili nastąpiła zmiana planów i zamiast wspólnego gotowania wybraliśmy się na jesienny spacer do lasu. Chodzenie po grubej warstwie szeleszczących liści to jeden z atutów jesieni, taka czysta forma radości z obcowania z naturą. Drugą satysfakcjonującą dla mnie formą jesiennej aktywności jest zbieranie grzybów. Z Natalią grzyby zbiera się specyficznie. Jedyne, które wzbudzają entuzjazm to muchomory czerwone! Młoda nie zrywa ich, nie depcze, ona nad nimi medytuje. Nad każdym muchomorem należy się pochylić i uważnie mu się przyjrzeć. W końcu czerwony kolor jest jej zdaniem najładniejszy na świecie. A borowiki? Nuda! Nudnie brązowe, pozbawione jednego z najlepszych wzorków na świecie- kropek! Wszystko co czerwone i w kropki jest w jej mniemaniu najpiękniejsze na świecie. Pozostawiając jej wolny wybór w kwestii ubioru wyglądałaby jak wielki muchomor aka biedronka. Wraz z nadejściem deszczowej aury schowałyśmy czerwone buciki w białe kropki (a jakże!) i zastąpiłyśmy je kaloszami w domyślnym kolorze. W kropki nie było. Zawsze jak znajdę w lesie jakiegoś grzyba przypomina mi się dowcip o grzybiarzach. Jak wita się dwóch grzybiarzy, którzy przypadkiem spotykają się w lesie? - Tu nic nie ma A teraz zabieramy się za gotowanie!