W mojej rodzinie umiejętność lepienia pierogów jest oczywista i naturalna. Wszyscy potrafią je ulepić i nadziać tym, co akurat jest pod ręką- owocami, warzywami lub mięsem. W związku z tym, że za jednym zamachem pierogów zazwyczaj robimy więcej, to wyjątkowo żmudne jest wałkowanie ciasta, wycinanie kółek szklanką, a tym bardziej bawienie się specjalnymi maszynkami do lepienia pierogów. My kształtujemy i lepimy pierogi w dłoniach. To właśnie one nadają pierogom kształt a zwinne palce zawijają brzegi tworząc nie za dużą falbankę. Jak lepimy pierogi? Prościzna. Zagniecione ciasto na pierogi dzielimy na kilka części. Z każdą z nich pracujemy oddzielnie, pozostałe czekają po lnianą ściereczką na swoją kolej. Wybrany kawałek ciasta formujemy w długi wałek, a następnie kroimy go na małe, równe kawałeczki (jak na kopytka). Każdy kawałeczek rozpłaszczamy dłonią na oprószonej mąką stolnicy, a następnie wałkujemy tworząc kształt koła lub owalu, wszystko jedno. Rozwałkowany kawałek ciasta układamy na lekko zgiętej dłoni, nakładamy łyżeczką farsz, składamy na pół i zlepiamy brzegi. Mówię Wam, jak tylko załapie się co i jak to lepienie pierogów idzie naprawdę szybko. Bazą do farszu w dzisiejszych pierogach jest szpinak. Wiem, że początkowa ilość szpinaku może wydawać się przeogromna, ale szpinak znacząco traci objętość w trakcie obróbki cieplnej. Jak już go podsmażycie to z pewnością odetchniecie z ulgą. Ważne jest, żeby dobrze odparować szpinak. Jeśli po ostudzeniu nadal gromadzi się na dnie woda to należy ją odlać i jeszcze raz poddusić całość. Farsz z dobrze odparowanego szpinaku będzie łatwy we współpracy. Będzie leżał dokładnie tam gdzie go się położy, będzie trzymał kształt, a pierogi będą łatwe do sklejenia.