Dostałam w prezencie 10kg, słownie: dziesięć kilo porzeczek. Ogromne wiadro owoców do przerobienia na już. Jeden wieczór upłynął mi na ich myciu i odrywaniu pojedyńczych kuleczek. Drugi na gotowaniu, przelewaniu, odcedzeniu, wyciskaniu i przekładaniu do słoiczków. Efekt: 10 słoiczków syropu, 5 słoików delikatnego musu owocowego i przebarwione opuszki palców. Zapasy na zimę z czarnej porzeczki mogę uznać za prawie zakończone, w suszarce do owoców dosusza się ostatnia partia porzeczek zebranych podczas sobotniego wypadu na działkę. Syropy tradycyjnie będą dodawane do herbaty lub rozcieńczane z wodą. Może powstanie z nich kisiel albo galaretka. Mus porzeczkowy będzie rozsmarowywany na kanapkach, dodawany do naleśników, owsianek lub shakeów. Te wszystkie dobroci będą czekały w piwniczce na chłodniejsze dni, kiedy po świeżych owocach prosto z krzaczka pozostanie jedynie wspomnienie. Smak owoców lata to jedno, a bogactwo witamin to drugie. Na jesienne czy zimowe przeziębienia czarna porzeczka będzie jak znalazł.