Pierwsze w tym roku rzodkiewki. Z eko bazaru mąż przyniósł aż trzy pęczki świeżych rzodkiewek. -Zobacz, jakie ładne- powiada zadowolony. -Nom, mają bardzo ładne liście! Zdrowe, zielone, jędrne. -??? -Tak, zrobię z nich pesto na obiad! Mina męża bezcenna! Te schrabąszczone brwi, zdziwienie i niedowierzanie za jednym zamachem. -Okej, jesteś pewna, że to będzie dobre? - Nie wiem, zobaczmy. To była szczera odpowiedź. Wrzucając do dzbanka blendera poszczególne składniki byłam ciekawa jak to będzie smakowało. Prażone orzeszki piniowe pachniały wspaniale i dawały nadzieję, że obiad będzie jadalny. Ok, próbuję... Dobre! Smaczne I aromatyczne. Eureka! -Spróbuj- mówię do męża. Trochę niepewny próbuje, ale po chwili widzę, że wyraz twarzy mu się zmienia i zanim cokolwiek powie to już wiem, że eksperyment zakończył się sukcesem. - Naprawdę dobre!- mówi i zaczyna sobie nakładać porcję na talerz. :) Liście rzodkiewki są lekko pikantne, ale pozbawione goryczki charakterystycznej np. dla rukoli. Dobrze sprawdzą się także na kanapkach, zapiekankach czy jako dodatek do młodych ziemniaczków. Zapraszam więc na naprawdę dobre pesto!