Jesień i zima to idealna pora na fasolkę po bretońsku. Kiedy zmarznięta wracam do domu, a na dodatek jestem strasznie głodna, to talerz ciepłego jedzenia to jedna z tych rzeczy, które momentalnie podnoszą mój komfort. Zazwyczaj jest to talerz zupy, ale są też takie dni, kiedy powinno to być coś konkretniejszego, np. fasolka po bretońsku. Talerz fasolki z kawałkami kiełbasy i sosem pomidorowym to zdecydowanie mój jesienno- zimowy faworyt. Rozgrzewa, syci i poprawia humor. Takie danie musi być porządnie przyprawione, aby pomóc naszemu organizmowi w trawieniu. Ilość przypraw należy dopasować wg indywidualnych upodobań. Należy jednak pamiętać, że kiełbasa i boczek same w sobie są aromatyczne i zawierają przyprawy, dlatego z końcowym doprawieniem sugeruję się wstrzymać. Niech wszystkie składniki razem się pogotują i dopiero wtedy stanie się jasne czy trzeba więcej soli, pieprzu, kminku czy majeranku. W przepisie użyłam wędzonej kiełbasy robionej przez zaznajomionego masarza zatem nie dodaję żadnej konkretnej marki; po prostu użyjcie takiej kiełbasy jak lubicie. Chyba, że nie lubicie to przygotujcie wersję bezmięsną.