Nie tak dawno temu udało mi się kupić prawdziwą, wiejską kurę. Szczęśliwą kurę, która widziała słońce, trawę i miała okazję pogrzebać nogą w ziemi w poszukiwaniu kurzych łakoci w postaci dżdżownicy czy wyjątkowo apetycznego ziarenka piasku. Rosół z takiej kury był przepyszny, idealnie żółty, aromatyczny. Zostały mi jednak podroby- wątróbka, serce i żołądek, dosłownie garstka mięsa. Ostatecznie po oczyszczeniu wylądowały w blenderze z przyprawami, masłem i śmietaną; a potem w piekarniku. Z tej garstki mięsa upiekłam Natalce pasztecik, który z łatwością można rozsmarować na chlebie. Pasztet jest delikatny, pulchniutki, a naturalnie wytworzona podczas pieczenia skórka chroni go przed wysychaniem. Można trzymać go w naczyniu, w którym był pieczony albo można przełożyć go do słoika.